Lifestyle

Świat na winnych szlakach [KSIĄŻKA NA WEEKEND]

Aldona Sosnowska Aldona Sosnowska
17 grudnia 2020

Tę książkę czyta się z wielką przyjemnością. Wielokrotnie też ma się ochotę do niej wracać. Bo nie jest wyłącznie przewodnikiem zawierającym praktyczne informacje i rekomendacje – najlepszych gatunków win, hoteli i restauracji. To przede wszystkim napisana z wielką pasją opowieść o smakowaniu życia. Pełna anegdot, barwnych postaci i opisów miejsc, do których sami zapewne nigdy byśmy nie trafili.

Świat na winnych szlakach” jest kontynuacją książki „Europa na winnych szlakach”, która ukazała się w 2019 roku. Tomasz Prange-Barczyński, dziennikarz i znany krytyk winiarski, tym razem zabiera czytelników w w zupełnie nowe miejsca. Opisuje winnice położone na drugim końcu świata – w południowej Australii, Argentynie, RPA czy Kalifornii. Zaprasza też jednak do odwiedzenia z nim winnic w Mołdawii, Bułgarii, na Węgrzech oraz… w Polsce. Książka ta spodoba się nie tylko miłośnikom wina. Sprawi przyjemność każdemu, kto jest ciekawy świata.

3 PYTANIA DO TOMASZA PRANGE-BARCZYŃSKIEGO

Co sprawia ci największą przyjemność podczas podróżowania szlakami win?

Zgodnie z tym, co deklaruję w obu książkach – spotkania z ludźmi. Nawet jeśli winiarnia mieści się we wspaniałym budynku, położonym w zjawiskowym miejscu i serwują tam genialne wina, ale brak tam prawdziwego gospodarza, który z sercem opowie Ci, co robi, pozostanie poczucie niedosytu. Jedną z nielicznych wizyt w winiarniach w tym trudnym, jeśli idzie o podróże roku, złożyłem u młodego, maleńkiego producenta w niemieckim Palatynacie. Przyjął mnie na mocno zapyziałym podwórku jakiegoś starego domu. Kadzie i beczki z winem trzymał w ciasnej, mało widowiskowej piwnicy, ale był serdeczny i bardzo zaangażowany w to co robi. Godzina rozmowy z nim przy zbitym z desek stole była warta trzy razy więcej, niż spotkanie z „oficerem prasowym” bogatego koncernu.

Co w ciągu tych wszystkich lat, od czasu, gdy zajmujesz się winem, było dla ciebie największym zaskoczeniem?

Gdy degustujesz od 20 lat po kilka tysięcy win rocznie i odwiedzasz w ciągu 12 miesięcy średnio setkę winiarzy trudno o jakieś szokujące zaskoczenia. Może najbardziej zaskakuje mnie to, że wciąż czuję przyjemne podniecenie, wyruszając w kolejną podróż, do kolejnego producenta, degustować kolejne wina. Odwiedziłem kiedyś we Friuli Nereo Bressana, ojca dużo dziś bardziej znanego Fulvio. Wizyta miała dość niespodziewany przebieg, bo facet nie był szczególnie uprzejmy, a na wstępie stwierdził, że ma w d***ie nasze, krytyków, opinie o swoim winie. Potem, już w czasie degustacji genialnych zresztą win, opowiedział nam o równie świetnych wędlinach, które sam robi. Twierdził, że używa mięsa tylko z jednej strony świni, która podobno całe życie śpi na jednym tylko boku. Do dziś nie udało mi się ustalić czy nas wkręcał czy nie. (śmiech)

Które miejsce winiarskie na świecie jest ci najbardziej bliskie?

Jest ich wiele. Kiedy chcę napisać o Rheingau, zaraz myślę o Wachau. Gdy przychodzi mi do głowy Alto Adige, myślę równocześnie o okolicach Montalcino w Toskanii albo o zboczach Etny na Sycylii. Jestem europocentryczny, ale spędziłem fantastyczny czas w regionach winiarskich RPA, Kalifornii, Chile, Argentyny czy Australii. Uwielbiam Węgry, świetnie czuję się na Morawach, ale uwierz mi, że spędziłem też fantastyczne, przeciekawe chwile w Mołdawii, Bułgarii, Rumunii, nie wspominając o Armenii czy Gruzji. Myślę, że w mojej pracy najfajniejsze jest to, że każdy region potrafi sprawić ci wielką niespodziankę. Z Polską na czele!