Lifestyle

12 pytań… Joanna Niemirska

Klaudia Charzyńska Klaudia Charzyńska
Zdjęcia Ania Powałowska, Tomasz Soliński
25 grudnia 2020

Naturalna, wrażliwa, delikatna, ale z charakterem. Joanna Niemirska postanowiła, że zostanie aktorką, gdy miała… pięć lat. Intrygowała ją atmosfera teatru. I nadal jest on dla niej najważniejszy, chociaż grywa również w filmach. Równowagę w życiu pozwalają jej zachować chwile spędzane z bliskimi i przyjaciółmi oraz joga i kontakt z naturą. W pielęgnacji ceni prostotę, makijaż traktuje jak pole do eksperymentów.

Dzień zaczynam od…

…przeciągnięcia się i oddechu. Otwieram oczy, skanuję swój oddech i całe ciałow poszukiwaniu przejawów życia. (śmiech) Kiedy je znajduję, oddycham nadal aż usłyszę kroki mojego psa Jake’a – takie imię nadały mu dzieci, na cześć bohatera serialu „Pora na przygodę”. Jake podchodzi i wskakuje nielegalnie na łóżko, żeby się pomiziać na dzień dobry. A jest 40-kilogramowym białym futrzakiem. Kocham to! Po takiej dawce oddechu i miłości, mogę już wszystko. Czasami jednak tuż po przebudzeniu biegnę prosto pod prysznic, bo za pół godziny mam transport na plan.

Chwila tylko dla siebie…

…w różnych okresach mojego życia była inna. Kiedy dzieci były bardzo małe i zupełnie niesamodzielne, marzyłam o chwilach, w których jestem tylko ja: bezczynność i ja, moje myśli i ja, moja praca i ja. W miarę jak dzieci stawały się starsze lub pojawiało się więcej zobowiązań, wymagania względem „chwili tylko dla siebie” były coraz bardziej wysublimowane. Sceneria jest często podobna: dzieje się w przyrodzie. Lubię przebywać sama albo z moją ukochaną osobą i psem w otoczeniu natury. Samotny, megadługi spacer brzegiem morza to coś najbardziej luksusowego, co w wyobraźni mogę sobie sprezentować.

W moim życiu najbardziej cenię

…to, że jest moje! Zajęło mi jakieś 30 lat, żeby do tego dojść. (śmiech) Uważam, że docenianie siebie i swojego życia, pokochanie tego człowieka, którym się jest, to podstawa. Inaczej nie jest możliwe wyruszenie w dalszą podróż. Mam jedno życie i kocham je – to proste i najważniejsze.

Media społecznościowe to dla mnie…

…element mojego życia i sposób komunikowania się ze światem. Łączę w nich moje życie prywatne z zawodowym, również dosłownie, bo nie mam dodatkowych fanpage’owych kont na Facebooku i Instagramie. Dzisiaj, gdy trudno nam realnie być ze sobą, coraz częściej jest to jedyny kanał komunikacji. Nie ubolewam nad tym, tak po prostu jest. Widzę oczywiście, ile nieprawdy czy hejtu w mediach społecznościowych się kumuluje, i staram się do tego nie dokładać. Widzę też jednak dużo dobrej, konstruktywnej komunikacji. Mam wrażenie, że wszyscy się nadal uczymy, jak rozmawiać ze sobą za pomocą mediów społecznościowych, jak być tam sobą. I wydaje mi się, że wychodzi nam to coraz lepiej.

Makijaż…

…nie jest konieczny. Cieszę się, że żyję w czasach, kiedy nie jest obowiązkowy. Oczywiście pozostaje częścią mojej pracy, elementem kostiumu, postaci. Ostatnio po raz pierwszy zdarzyło mi się jednak grać bez pomalowanych rzęs, w filmie „Cudak” Ani Kazejak, w którym wystąpiłam z moimi córkami. Tuż przed pierwszym ujęciem spojrzałam na siebie w lustrze i poczułam się… naprawdę wyjątkowo i dziwnie! Zawsze z przyjemnością oddaję się wspaniałym artystom charakteryzatorom – tak zazwyczaj zaczyna się dzień na planie. I uwielbiam ten rytuał, bo ma w sobie coś bardzo intymnego i magicznego – w ten sposób ucieleśnia się to, co było we mnie ukryte, zaczyna się przeistaczanie. Prywatnie mam do makijażu nieco inny stosunek i traktuję go jako pole do eksperymentów. Czasami maluję się z dziką przyjemnością, przeginając z makijażem. I nie zawsze pretekstem jest wieczorne szaleństwo – zdarza mi się mocno pomalować przed wyjściem na zwykłe zakupy. A czasami pojawiam się zupełnie sauté – nawet tam, gdzie makijaż wydaje się standardem. I nie przejmuję się tym!

W ​pielęgnacji najważniejsza jest dla mnie…

…prostota. Zależy mi, aby wszystkie kosmetyki, których używam, były wegańskie, nietestowane na zwierzętach i nie zawierały szkodliwych dla świata substancji. To priorytet. Zwłaszcza, że nie jest to w obecnych czasach naprawdę wielkie poświęcenie. Mamy szeroki dostęp do informacji, wszelkie produkty są na wyciągnięcie ręki, nie są też dużo droższe. Najbardziej lubię produkty naturalne – im więcej w nich natury, tym lepiej. Mam znajome, które samodzielnie robią mydła, kremy, maseczki, szampony. Bardzo mi imponują i pewnego dnia, kiedy już wyprowadzę się z miasta, też zostanę taką „czarownicą”. (śmiech)

Joga daje mi…

…siłę ​i fokus. Z każdym oddechem biorę to, czego mi brakuje, a z każdym wydechem pozbywam się tego, co już niepotrzebne. Joga nastawia mnie radośnie do życia, zbiera mnie, kiedy zaczynam się rozdrabniać, naświetla priorytety, otwiera serce. Jest dla mnie też duchową praktyką, rozwojem, modlitwą. Rozmową z samą sobą. Mogłabym tak wymieniać bez końca… Joga jest dla każdego, więc z całego serca namawiam do rozpoczęcia praktyki, albo do powrotu. Jestem nauczycielką jogi, co było moim marzeniem. Spotkałam na swojej drodze wspaniałych nauczycieli, którzy pokazali mi, jak dzielić się jogą z innymi. A jest to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaką człowiek może się dzielić.

Jeśli podróż to…

…niekonsumpcyjna​. Coraz bardziej absurdalne i szkodliwe wydaje mi się podróżowanie polegające na zaliczaniu krajów, hoteli i gotowych tras. Po co? Być może nie trzeba lecieć na drugi koniec świata, żeby doświadczyć wielkich przeżyć. Ważniejsze jest z kim, a nie gdzie. Moje podróżnicze przygody zawsze dotyczyły ludzi, nie miejsc i liczby przebytych kilometrów. Uwielbiam zawodowe wyjazdy na zdjęcia albo ze spektaklem. Pokój w hotelu, którego sama nie wybrałam, dziwne, niekoniecznie turystyczne miejsca, ludzie… Ja się bardzo szybko adaptuję do nowych warunków, odnajduję w nowej grupie, zasypiam w każdym hotelu, nowym miejscu, w każdej części świata. Jestem jak pies, muszę tylko mieć blisko swoje aktualne stado.

Czas przed świętami w moim domu…

…w moim domu ciągle mamy jakieś święta, ostatnie to chanuka, która w tym roku wyglądała nieco inaczej. Naturalnie nie mogliśmy się spotkać z rodziną i przyjaciółmi, co jest ważnym elementem, który buduje świąteczną atmosferę. Były za to tysiące świątecznych spotkań na Zoomie – z nich też bardzo się cieszyłam. W ten sposób wytworzyliśmy jakąś moc emocji, wzruszeń, bo świadomość braku drugiego, prawdziwego człowieka uruchomiła pokłady tęsknoty. To wszystko się u nas działo przez całe osiem dni trwania chanuki. Codziennie zapalaliśmy o jedną świeczkę więcej w menorach chanukowych, pamiętając o tym, że dla nas to był zawsze czas spotkań z naszą społecznością, mnóstwem ludzi, rodzinami, dziećmi, psami.

Jednocześnie akurat te święta są na temat zwycięstwa nad siłami ciemności, wytrwałości, nie poddawania się. Dotyczą światła i siły, jaką nam, ludziom i ludzkiej wspólnocie ono daje. Teraz nie ma tego rejwachu, jest cicho i spokojnie, więcej skupienia i radości, że mamy siebie. I to też jest wielkie odkrycie, że w tej ciszy może być tak wyjątkowo i miłośnie. W grudniu nie uczestniczę więc w tym choinkowym pędzie, raczej obserwuję go z boku. Wkurzam się trochę na wzmożony ruch tam, gdzie go wcześniej nie było, na nadprodukcję plastikowego, świecącego badziewia, na miasto zalane ściętymi drzewkami, które za jakieś dwa tygodnie wylądują na wysypiskach śmieci. Widziałam takie cmentarzyska choinek podczas realizacji filmu „Komisarz Mama” [reż. Marcin Ziębiński – przyp. red.], i był to straszny widok. Czuję, że wraz z nabrzmiałymi od kilku miesięcy wielkimi oczekiwaniami rodzinnych, wesołych świąt jak z reklamy, odkryje się już za chwilę wielkie rozczarowanie i narodowy kac.

Moje najważniejsze zawodowe, życiowe doświadczenie…

…zawsze​ przede mną! Zawodowo było to kilka bardzo ważnych spotkań: z Joanną i Krzysztofem Krauze w czasie kręcenia „Papuszy”. Szkoła zawodu, jaką dostałam podczas studiów w Krakowie od mojego mistrza Jana Peszka, którego kocham. Z Hają, czyli Małgorzatą Hajewską. To również dwa filmy, które zrobiłam z Agnieszką Smoczyńską: „Córki dancingu” i „Fuga”. Główna rola w „Angeli” Veroniki Andersson – filmie, z premierą którego czekamy na lepsze czasy. Z Anią Kazejak. Z Adamem Guzińskim przy „Pożegnaniu Lata”… Mogłabym wymieniać bez końca, bo zdałam sobie właśnie sprawę, że dla mnie każde doświadczenie jest na wagę złota. Uczę się czasami w najmniej oczekiwanych momentach i okolicznościach. Niekiedy krótkie spotkania mogą okazać się najważniejsze. Nie jestem rozpieszczana przez los głównymi rolami czy wielkimi zadaniami, i chociaż wiem, że ten czas nadchodzi, nauczyłam się pokornie, z radością przyjmować to, co dostaję. I jestem wdzięczna. Bo wiem, że wszystko ma w życiu swój czas. Poza tym jestem mamą szalonej trójki: Ezry, Remy i Ninel. Trudno tego nie nazwać najważniejszym doświadczeniem. Ono mnie kształtuje, definiuje. Jestem nim przepełniona.

Teatr to dla mnie…​

…dom, moc, źródło. To miejsce we mnie, a nie w jakimś konkretnym budynku, bo poza dwoma wyjątkami nie byłam i nie jestem związana z żadnym teatrem na stałe. Kiedy miałam pięć lat, postanowiłam, że zostanę aktorką i będę grała w teatrze. Nie chodziło mi o sławę, tylko o życie w tej tajemniczej, lekko zakurzonej i ciemnej atmosferze undergroundu. Pierwsze lata po studiach grałam wyłącznie na scenie, od Teatru Wybrzeże w Gdańsku po Teatr Ludowy Stu w Krakowie. Od Teatru Miejskiego w Gdyni po Teatr Narodowy w Warszawie. Życie w garderobach, na peronach, na walizkach. Tak się uczyłam grać i tak się uczyłam być aktorką – w różnych zespołach, z różnymi ludźmi, w odmiennych kontekstach. W Krakowie uczyli nas, że liczy się tylko teatr, ewentualnie bardzo ambitne kino. Dlatego moje zawodowe aspiracje sięgały tylko tam.

Życiowe zmiany, narodziny dzieci i związek spowodowały, że tę lukę w wiedzy, jak być artystą, a jednocześnie żyć i mieć za co płacić rachunki, musiałam sama wypełnić. Wymyślić i przewartościować nieco swoje zawodowe podejście. Zajęło mi to kilka ładnych lat. Dzisiaj jestem w momencie, gdy powoli wracam do teatru, a jednocześnie gram w filmie i serialu, dołączyłam niedawno do obsady „M jak Miłość”. Jesteśmy też po premierze „Dybuka” w reżyserii Łukasza Kosa, który można obejrzeć w Centrum Społeczności Żydowskiej. Niedługo zaczynamy próby w nowym miejscu, w Teatrze Imka scena na Kocjana u Tomka Karolaka. Mam nadzieję, że tam spotkam się z widzami na żywo, na wiosnę. Widzowie, bardzo za wami tęsknimy!

Obecna sytuacja na świecie zmieniła w moim życiu…

…na pewno jest mi łatwiej prosić o pomoc. My, czyli ja i mój partner, dwójka freelancerów żyjących z aktualnych projektów, ​jesteśmy​ przyzwyczajeni do niestabilnej sytuacji, przestoju zawodowego, uzależnienia od czyjegoś nastroju, zmian decyzji. Musieliśmy wykształcić w tym zakresie pewien rodzaj elastyczności i to na pewno dzisiaj procentuje. Na państwo nie mogliśmy liczyć – do dzisiaj nie otrzymaliśmy żadnej pomocy jako artyści z tzw. dorobkiem oraz rodzice trójki dzieci. W tragicznej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, tracąc pracę z dnia na dzień z powodu ograniczeń sanitarnych, mogliśmy liczyć jedynie na wsparcie najbliższych, przyjaciół, znajomych.

To mi uświadomiło, że nasze życie w małej społeczności, nastawionej na samopomoc jest wielkim luksusem. To ludzie związani z JCC Warszawa, którego jesteśmy członkami jako rodzina, Makabi Warszawa oraz Gmina Żydowska w Warszawie. Tu nawzajem sobie pomagamy, tworzymy wymianę tej pomocy, dopytujemy, co komu potrzeba – i to jest w moim odczuciu najlepsze, co możemy dla siebie nawzajem robić. Tego dotyczy też mój nowy wątek w „M jak Miłość” – czasami wystarczy się rozejrzeć, żeby dostrzec osoby, którym możemy realnie pomóc. I nie zawsze muszą to być pieniądze. Ta pomoc, czynienie świata lepszym, uzdrawianie świata, czyli po żydowsku Tikkun Olam, jest najważniejszym światłem wyznaczającym drogę życia. Poza tym nauczyłam się, jak żyć ze swoją dużą ludzko-psio-kocią rodziną w trybie 24/7 i nie zwariować. A to jest prawdziwy sukces. (śmiech)