Lifestyle

La dolce vita. Po włosku żyj…

Karolina Karwowska Karolina Karwowska
Zdjęcia Shutterstock
29 lutego 2020

25 lutego obchodzimy Światowy Dzień Powolności. Idea powolności narodziła się we Włoszech. Nie bez powodu. Nikt w końcu nie celebruje życia tak jak Włosi. Codziennie, niespiesznie, w rodzinnym gronie i otoczeniu przyjaciół. We Włoszech życie ma smak.

Bruno Contigiani, typowy pracoholik, pewnego dnia został zmuszony do dłuższej przerwy w pracy. Dzięki temu zrozumiał, że będąc w ciągłym pośpiechu i stresie, traci coś cennego – ucieka mu życie. Założył więc stowarzyszenie The Art of Living Slowly (Sztuka Powolnego Życia) i to właśnie dzięki niemu od 2007 każdego roku 25 lutego świętujemy powolność. Włosi jednak swoją powolność, a raczej umiłowanie życia, nazywane przez nich la dolce vita, świętują każdego dnia.

Z kolei znany włoski krytyk kulinarny Carlo Petrini, zainicjował ruch Slow Food – wtedy, gdy McDonald’s miał otworzyć swoją restaurację przy Schodach Hiszpańskich w Rzymie. Petrini wraz z grupą aktywistów zorganizowali wówczas protest, polegający na rozdawaniu przechodniom talerzy z makaronem. Zamiast fast foodu domagali się slow food.

Nic dziwnego, że filozofia slow life ma swoje korzenie w Italii i właśnie tam jest tak bardzo pielęgnowana. Choć Włosi i ich temperament mało kojarzą się z powolnością. Dla nich slow life jest celebrowaniem każdej chwili, życiem z pasją i energią. Ja slow life nauczyłam się właśnie we Włoszech, odkrywając go zupełnie przez przypadek. Choć pewnie nic nie dzieje się przez przypadek, a na pewno nie we Włoszech! Jest w tym kraju coś magicznego, inspirującego, pozwalającego inaczej spojrzeć na życie.

We włoskim la dolce vita, we włoskim slow life tkwi również esencja kobiecości Włoszek. Trafiłam niedawno na książkę Gabrielli Contestabile „Włoszki. Czego mogą nas nauczyć”. Kiedy ją zobaczyłam, oniemiałam z radości. Pomyślałam, że w końcu ktoś opisał ten cały fenomen włoskiej kobiety. Wiele razy sama zabierałam się do napisania o tym, co widziałam i czego doświadczyłam, mieszkając i pracując przez dwa lata w północnych Włoszech.

Pamiętam swoje pierwsze wrażenia ze spacerów po włoskich uliczkach. Chciałam odkryć i poczuć na własnej skórze włoską esencję życia. I pamiętam, że najwięcej uwagi w moich opowieściach o pierwszych wrażeniach z włoskiego życia poświęciłam kobietom. Z podziwem i zachwytem przyglądałam się Włoszkom mijającym mnie na ulicy albo relaksującym się przy popołudniowym aperitivo. Zawsze szykownych, eleganckich i z klasą.

Zastanawiałam się, co jest takiego wyjątkowego w stylu ubierania się Włoszek? Patrząc na poszczególne części stroju, właściwie nie znajdziemy nic wyjątkowego, poza oczywiście jakością. I co ciekawe, najelegantsze Włoszki to te 35 plus, a nawet 40 plus, nie wspominając już starszych pań, które wyglądem i sposobem ubierania się przyciągają wzrok każdego. Młodzież nosi się już zupełnie inaczej, w typowo międzynarodowych trendach.

Co zatem składa się na szyk i wyjątkowy styl Włoszek? Są właściwie cztery najistotniejsze elementy ich ubioru, które o tym decydują: fryzura, okulary, torebka i buty. To są elementy, które tworzą prawdziwy italian look.

FRYZURA

Włoszki u fryzjera spędzają bardzo dużo czasu. Często są to wizyty więcej niż raz w tygodniu. I nie chodzi wyłącznie o dobre cięcie, farbę (musi być eco), ale także o wszelkiego rodzaju zabiegi pielęgnacyjne. Włosy muszą być zadbane, starannie ułożone i wyglądać naturalnie. Na co dzień!
Włoszki kochają kosmetyki eco, nie tylko do pielęgnacji włosów. O czystość w domu też dbają preparatami tego rodzaju.

OKULARY

Takich fasonów oprawek jak we Włoszech, nie znajdziemy nigdzie. I Włoszki są bardzo odważne przy ich wyborze. Kochają oryginalne kształty i kolory. A te ekstrawaganckie często stanowią prawdziwą wisienkę na torcie całej stylizacji.

TOREBKA I BUTY

To zestaw, który naprawdę czyni cuda. Te dodatki Włoszki noszą w stonowanych kolorach i klasycznych fasonach, które podkreślają dobrą jakość. Bo na tym akurat nie oszczędzają. Jak pisze Gabriella Contestabile w swojej książce: „Włoszki nie otwierają wypchanej szafy rano albo przed ważnym spotkaniem, by zakrzyknąć: „Ja nie mam co na siebie włożyć!”. W duchu Compra meno, compra meglio nie kupują za dużo. To, co wisi w ich szafach lub leży złożone na półkach nasycone wonią cedru, jest kochane, zadbane i noszone po wiele razy z różnymi dodatkami i na różne sposoby. Łączą stare z nowym, tanie z drogim. To sprawia, że ubieranie się jest przyjemne i zabawne. Gdy ma się mniej, bardziej się to ceni”.

Gabriella pisze również, a ja potwierdzam z pełnym przekonaniem, że są rzeczy, których prawdziwa Włoszka nie założy! Nigdy nie zobaczysz jej T-shircie z napisem. Nie założy sportowych ubrań, kiedy akurat nie ćwiczy, bo nie nosi dresów ani sportowych bluz poza salą treningową. Włoszka nie chodzi w tanich butach. Mama Gabrielli zawsze jej powtarzała, że: „dobre buty sprawią, że niedroga sukienka będzie wyglądać jak od najlepszego projektanta, i odwrotnie”. Gumowe klapki ich zdaniem nadają się wyłącznie do wyjścia na pedicure, plażę i basen! Włoszka nie założy też niczego zbyt ciasnego i zbyt wyzywającego. Przesada jest bowiem zaprzeczeniem włoskiej elegancji.

Dla Włoszek dobry styl to połączenie elegancji, wygody i prostoty. To też ich filozofia życia. Moda jest dla nich źródłem radości. Gabriella twierdzi, że Włoszki modę traktują lekko, z przymrużeniem oka. Być może dlatego właśnie ich piękno i swoboda ubierania się są tak ujmujące i przekonujące.

„W Rzymie widzę to przymrużenie oka w czarno-białym wieczorowym damskim garniturze połączonym z seksowną jedwabną bluzką na ramiączkach i czarnymi conversami na koturnie. To połączenie się sprawdza, ponieważ zachowane są odpowiednie proporcje, a kobieta w tym stroju nie wygląda niepewnie, lecz uchodzi za osobę z poczuciem humoru. Nie dba o to, czy komuś podoba się jej styl. We włoskiej duszy jest coś cudownie prześmiewczego, co mówi: „Chcesz mnie oceniać? Proszę bardzo. Chcesz ze mną rywalizować? Nie obchodzi mnie to.”

Zakochałam się we włoskim stylu, zakochałam się we włoskiej la dolce vita, dzięki której wszystko toczy się wolniej, i piękniej. Dzięki mojej włoskiej przyjaciółce wymieniłam całą swoją garderobę i nauczyłam się kompletować ją w rozsądny i jakościowy sposób. Nasze wspólne wyprawy do niewielkich butików lokalnych marek w Bolonii czy Weronie były dla mnie najlepszym sposobem na poprawę humoru. Dwa lata prawdziwego la dolce vita pomogło mi całkowicie zmienić też mój styl życia, na niespieszny i jakościowy. Od czasu powrotu do Polski każdego ranka tęsknię za aromatem espresso wydobywającym się z każdej mijanej w drodze do pracy kafejki…