Lifestyle

O tym, jak bezsilność krępuje JA (i jak moc je wyzwala)

Amy Cuddy Amy Cuddy
Zdjęcia Shutterstock, serwis prasowy
11 kwietnia 2022

Bez względu na to, co nam się wydaje, w każdej z nas jest moc. Wystarczy prosty trick, by się o tym przekonać: stań w pozie Wonder Woman. Bo wiarę we własne możliwości i pewność siebie można wytrenować. Pisze na ten temat w swojej bestsellerowej książce „Wstań!” Amy Cuddy, psycholożka, profesorka Harvardu i popularna mówczyni.

Największym mocarzem jest ten, kto ma władzę nad sobą.
SENEKA MŁODSZY (4 P.N.E.–65 N.E.)

Cassidy, kobieta próbująca wkroczyć do branży handlu nieruchomościami, przysłała mi mejla takiej treści: „Przez piętnaście lat byłam krajową i uczelnianą mistrzynią lekkoatletyczną i przez całe życie właśnie to był rdzeń mojej tożsamości. Po skończeniu college’u i kariery sportowej miałam naprawdę wielki problem, nie mogąc dłużej nazywać się elitarnym sportowcem. Cały czas się zastanawiałam: „No dobrze, ale skoro zakończyłam karierę i przeszłam do »prawdziwego świata«, to kim ja właściwie teraz jestem?”.

Wybierałam różne ścieżki kariery i szybko się zniechęcałam, nie widząc się w tych nowych rolach. Czuję, że jestem bystra i mam potencjał, ale nie ma już ani jednej dziedziny, w której byłabym naprawdę dobra, w której uważałabym się za specjalistkę. Często nękają mnie poczucie porażki, lęk i niepewność. Mój język ciała prawie w stu procentach świadczy o bezsilności – siedzę zgarbiona przy biurku. Brakuje mi pewności siebie. Za bardzo boję się podejmować ryzyko, które powinnam podjąć, jeśli chcę znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Jestem przekonana, że jeżeli mi się nie uda, inni uznają mnie za osobę niekompetentną. Dlatego unikam wyzwań, przepuszczam okazje, bo wydają mi się rodzajem zagrożenia. 

Zmianie towarzyszy poczucie utraty mocy i siły

Codziennie słucham albo czytam o przypadkach osobistej bezsilności – w mejlach od obcych osób, podczas rozmów ze studentami i zebrań z pracodawcami każdego szczebla w różnych organizacjach. Choć szczegóły się różnią, podstawowy zarys bardzo często jest taki sam: zmianie towarzyszy poczucie utraty mocy i siły, do którego dochodzą niepewność, lęk, zniechęcenie i poczucie porażki. Potem pojawiają się fizyczne objawy bezsilności wraz z utratą pewności siebie i ambicji. 

Ten stan osłabienia będący skutkiem drobnych komplikacji czy nawet zwyczajnych zmian życiowych, których wszyscy doświadczamy, przekonuje nas, że brakuje nam mocy, żeby zapanować nad sytuacją, w której się znaleźliśmy. Wówczas, tak jak napisała Cassidy, szanse wydają się zagrożeniem, którego należy unikać, a uczucie strachu dodatkowo pogłębia bezsilność, zamykając nas w wyczerpującym błędnym kole. 

Mechanizm działania

Psycholog społeczny Dacher Keltner i jego współpracownicy rzucili światło na mechanizm działania tego koła: twierdzą, że moc aktywuje psychologiczny i behawioralny system przybliżania. Gdy czujemy, że mamy moc, stajemy się wolni – panujemy nad sytuacją, jesteśmy niezagrożeni i bezpieczni. W rezultacie stajemy się bardziej ukierunkowani na szanse niż na zagrożenia. Czujemy się dobrze i optymistycznie, a naciski społeczne nie ograniczają naszego zachowania.

Z drugiej strony bezsilność aktywuje psychologiczny i behawioralny system hamowania, „odpowiednik systemu alarm – zagrożenie”. Jesteśmy bardziej ukierunkowani na zagrożenia niż na szanse. Ogólnie czujemy się zalęknieni i pesymistyczni oraz jesteśmy podatni na naciski społeczne ograniczające nas i sprawiające, że nasze zachowanie przestaje być wyrazem naszego prawdziwego ja. 

Decydując o tym, czy coś zrobić, czy nie – na przykład zaprosić kogoś na randkę, podnieść rękę na zajęciach, a nawet zgłosić chęć pomocy komuś w potrzebie – skupiamy się na jednej z dwóch spraw: albo na ewentualnych korzyściach płynących z takiego działania (np. z nowego związku, wyrażenia swojego zdania albo zadowolenia z tego, że komuś pomogliśmy), albo na jego ewentualnych kosztach (np. na złamanym sercu, na tym, że powiemy coś głupiego albo wyjdziemy na idiotę). Jeśli skupiamy się na potencjalnych korzyściach, jest duże prawdopodobieństwo, że podejmiemy działanie, zbliżając się tym samym do pozytywnego wyniku. Jeśli skupiamy się na ewentualnych kosztach, prawdopodobnie nie zaczniemy działać, a zatem unikniemy ewentualnego zagrożenia. 

Moc sprawia, że się zbliżamy. Bezsilność – że unikamy. 

Moc wpływa na nasze myśli, uczucia, zachowania, a nawet na fizjologię w fundamentalny sposób bezpośrednio ułatwiający lub utrudniający obecność, skuteczne działanie i przebieg naszego życia. Gdy czujemy się bezsilni, nie możemy być obecni. W pewnym sensie obecność jest mocą – mocą szczególnego rodzaju, którą sami się obdarzamy. (Przypomnijcie sobie, co powiedziała Julianne Moore, gdy spytałam ją o obecność: „To moc, władza. Zawsze chodzi o władzę, prawda?”). 

Czy związek obecności z mocą i władzą powinien nas niepokoić? Przecież władza psuje, prawda? Możliwe, że tak, ale może również wyzwalać. Zaryzykuję odważne twierdzenie: bezsilność psuje równie mocno jak władza.

Warto zrozumieć, w jaki sposób brak władzy deformuje nas i oszpeca. Równie ważne jest zrozumienie, jak posiadanie władzy – pewnego rodzaju władzy – może odsłonić nasze najprawdziwsze ja. Jestem zachwycona tym, co napisał na ten temat pisarz i obrońca praw obywatelskich Howard Thurman: „W każdym z was jest coś, co czeka i nasłuchuje dźwięku autentyczności w was samych. To jedyny prawdziwy przewodnik, jakiego kiedykolwiek będziecie mieli. A jeśli go nie słyszycie, do końca życia będziecie spędzali każdy dzień na końcu sznurków, za które pociąga ktoś inny”. 

Zamierzacie sami pociągać za swoje sznurki czy może pozwolicie, żeby robił to za was ktoś inny?

Tekst jest fragmentem bestsellerowej książki „Wstań! Skuteczny sposób, by zyskać pewność siebie i stawić czoło wyzwaniom” Amy Cuddy, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak literanova