Lifestyle

Joanna S-Grzybowska Światło rozprasza mrok [WYWIAD]

Aldona Sosnowska Aldona Sosnowska
Zdjęcia Joanna S-Grzybowska
24 listopada 2019

Bywa, że dramatyczne sytuacje stają się początkiem czegoś pięknego. Motywując do działania mogą sprawić, że nasze życie przybierze zupełnie nieoczekiwany obrót. Mówi o tym Joanna S-Grzybowska, fotografka, która od miesięcy każdego dnia utrwala na zdjęciach wschody słońca w Sopocie.

Fotografujesz wschody słońca. Codziennie. Dlaczego zaczęłaś?

Dwa lata temu miałam bardzo trudny czas w życiu i z inspiracji pewnej osoby zaczęłam codziennie chodzić na długie spacery nad morze. I któregoś dnia po raz pierwszy zobaczyłam wschód słońca, tutaj w Sopocie. I to mnie oczarowało, to było niesamowite doświadczenie. Ten pierwszy wschód słońca pozostał w moim sercu. Chciałam go oglądać codziennie. Nie było to jednak proste, ponieważ wtedy funkcjonowałam nocami. Ale próbowałam. I przed swoimi urodzinami podjęłam decyzję, że będę chodziła codziennie i fotografowała. Najpierw robiłam to telefonem komórkowym. Po dwóch miesiącach zaczęłam robić zdjęcia lustrzanką cyfrową.

Nie jesteś zawodową fotografką.

Jestem pasjonatką. Moje córki mają obfotografowane całe dzieciństwo, ale to były takie zdjęcia do albumu i do szafy. Fotografią interesowałam się całe życie. Miałam aparat w domu, ale nie potrafiłam go obsługiwać. Cały czas się tego uczę, od momentu gdy zobaczyłam, jakie możliwości daje oraz jaka jest dzięki temu jakość zdjęć.

Czy fotografowanie bardzo zmieniło twoje życie?

Bardzo. W dwóch obszarach. Pierwszy to trudne życiowe doświadczenie, czyli niespodziewana śmierć mojego męża – najpierw wylew, potem 12 dni śpiączki i jego odejście. Patrząc z perspektywy czasu, bo Janusz nie żyje rok i cztery miesiące, ta codzienna praktyka doświadczania piękna pozwoliła mi przejść przez to bardzo trudne życiowe doświadczenie. Intuicyjnie sobie pomogłam. Poznałam później osoby, które zajmują się psychoterapią i od nich dowiedziałam się, że to właśnie jedna z metod pracy z ludźmi po traumatycznych przeżyciach. Drugi obszar to życiowa przestrzeń. Dzięki tej pasji poznałam niesamowitych ludzi, powstają wspólne projekty. Poznałam m.in. Aleksandrę Tyl, autorkę książki „Wschody i zachody słońca” – jej wieczór autorski w Sopocie ilustrowały moje fotografie. Wydałam kalendarz, pierwszy w Polsce, ze zdjęciami wschodów w Sopocie, wydaję pocztówki ze swoimi zdjęciami. Założyłam sklep internetowy, w którym można kupować moje fotografie. Wydałam też teraz drugi kalendarz, na 2020 rok, ze zdjęciami medytacyjnymi – słońce to nie tylko piękno, ale i energia, której potrzebuje każdy z nas.

Czym dla ciebie jest wschód słońca? Ten czas nie sprowadza się w twoim przypadku wyłącznie do utrwalania go na zdjęciach.

To jest doświadczanie momentu nowego dnia – jego początku, kiedy możemy podjąć decyzję, jaki ten dzień ma być, jak chcemy się czuć… To jest świadome wybieranie dnia, celebrowanie jego początku na plaży. Ja jestem zakochana w tej przestrzeni, naprawdę zakochana. Daje niesamowite możliwości, jest dostępna dla każdego.

Bywają dni, kiedy nie masz ochoty wstać?

Nieczęsto, ale zdarzają się.

Jak się mobilizujesz?

Wstaję. Mimo wszystko wstaję. Ostatnio był taki poranek, że naprawdę nie chciało mi się wstać z łóżka. Było tak ciemno, tak ponuro. Poszłam na ten wschód, niedospana, weszłam na plażę, a tam – magia: stalowe niebo, a na nim ukazuje się czerwone słońce, od którego chmury stają się różowe. To było niesamowite zjawisko, które przeniosło mnie w inną przestrzeń. Więc naprawdę warto wstać, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.

Czy to właśnie cię codziennie napędza? Daje ci siłę?

Bardzo.

A kiedy zdałaś sobie z tego sprawę?

Na początku wszystko było takie intuicyjne. Potem, kiedy Janusz był w śpiączce, instynktowne.

Rodzaj ucieczki?

Nie, to nie była ucieczka, bardziej spotkanie z samą sobą. Wejście w przestrzeń ciszy. Kiedy wchodzisz na plażę, to nie możesz uciec od siebie i od problemów – wtedy właśnie wszystko do ciebie wraca. Wiele osób nie potrafi sobie na początku z tym poradzić. Pytanie jeszcze: w jaki sposób tam jesteś? Teraz widzę różnicę – ja na początku nie słyszałam nawet szumu fal, tak bardzo byłam zajęta natłokiem myśli, które miałam w głowie. Na początku więc słyszałam wyłącznie swoje myśli. Teraz wchodzę na plażę i jestem w totalnej ciszy – dzięki temu nie tylko słyszę, ale i czuję te fale.

Jak myślisz, długo jeszcze będziesz chodziła na wschody słońca?

Nie wiem.

Czy to jest już nawyk czy nadal potrzeba?

Stało się to moją naturą. Chodzę, bo czuję, że chcę. Kocham to. Nie jesteś w stanie przewidzieć, jakie będzie światło. Może być tak, że wejdziesz na plażę i będzie całkowicie szaro i trzeba w tym znaleźć piękno. Ale czasami jest niezwykłe, zaskakujące światło. I dzieją się niesamowite rzeczy: przypływają łabędzie, przyleci czapla… Ostatnio były tysiące kormoranów – od Gdańska do Gdyni – stada tańczących kormoranów. Któregoś dnia była burza i jednocześnie świeciło słońce. Przez ten czas, gdy chodzę, nigdy nie było dwóch takich samych wschodów słońca. Jestem zakochana w naturze. To jest dla mnie największa inspiracja.

Blog Joanny: Photographylove