Nadmiernie wypełnione kwasem hialuronowym usta, zbyt pełne policzki oraz twarz całkowicie pozbawiona mimiki. Na szczęście to już było. Coraz więcej kobiet chce po prostu wyglądać naturalnie, nie jak karykatura samych siebie. O zmianie trendów w medycynie estetycznej mówi dr n. med. Nina Wiśniewska, właścicielka kliniki dr Nina Wiśniewska w Wyszkowie.
Jeszcze do niedawna, np. 35-letnie kobiety, które regularnie korzystały z zabiegów medycyny estetycznej w gabinetach, wyglądały na dobrze utrzymane 45-50 lat.
To prawda, wszystko dlatego, że przesadzały z ilością kwasu hialuronowego. Teraz mnóstwo kobiet przychodzi po to, aby go rozpuścić. Nawet jeśli usta są nie wiadomo jak pięknie zrobione, to po dwóch, trzech latach kwas hialuronowy, którym są wypełnione migruje i przesuwa się nad górną wargę.
Nie unikniemy tego?
Niestety nie. Okolice ust to najbardziej ruchoma część twarzy, nie ma więc opcji, aby kwas hialuronowy się nie przesunął. Nawet jeśli poda się niewielkie jego ilości. I to wcale nie jest kwestia tego, że został niewłaściwie zaaplikowany, bo przecież nikt nie podaje go ponad górną wargę. Kobiety coraz częściej proszą też o rozpuszczenie kwasu wypełniającego policzki i dolinę łez, która jest dosyć niewdzięczna i dla lekarza, i dla pacjenta. Musi być bardzo dobra anatomicznie. To znaczy, aby dobrze podać kwas hialuronowy w okolice dolnej powieki, trzeba wprowadzić go pod mięsień. W przeciwnym razie daje tzw. efekt Tyndalla, czyli prześwituje i robią się cienie pod oczami. Próbując zniwelować te zasinienia, niektórzy często dopełniali kwasem dolinę łez, co w konsekwencji sprawiało, że oczy stawały się coraz mniejsze, ponieważ policzki zaczynały się tuż pod dolną powieką. Tak wygląda teraz na przykład Melania Trump – wystarczy porównać jej dawne zdjęcia z obecnymi, by to zauważyć.
Jak często wypełniać więc dolinę łez, aby twarz wyglądała naturalnie?
Ja swoim pacjentkom wypełniam ją raz na dwa, trzy lata. Nie ma potrzeby robić tego częściej, ponieważ okolice oczu bardzo wolno metabolizują – powieka dolna praktycznie w ogóle się nie rusza.
A co z botoksem?
Również zdecydowanie mniej się go podaje. Kobiety nie chcą już efektu maski jak jeszcze do niedawna, coraz częściej decydują się na pozostawienie zmarszczek poprzecznych na czole. Likwidujemy jedynie lwią zmarszczkę i kurze łapki oraz podnosimy delikatnie brwi, robiąc dosłownie po jednym wkłuciu w zewnętrznych częściach czoła.
Do niedawna bardzo popularne były nici.
Coraz mniej osób się na nie decyduje. I wcale się nie dziwię, bo po pewnym czasie od ich założenia twarz staje się niesymetryczna. To nieuniknione, ponieważ pod wpływem mimiki, a nawet ugryzienia dużego jabłka, nici się przesuwają lub zrywają. Na szczęście jest HiFu, które zrewolucjonizowało medycynę estetyczną i stanowi świetną alternatywę dla nici, które podciągają twarz, ale zmieniają jej owal. HiFu daje bardzo delikatny efekt liftingu, dosłownie minimalny. Taki, że jak ktoś spojrzy na ciebie, mówi: dużo lepiej wyglądasz, młodziej.
Po jakim czasie od zabiegu uzyskuje się taki efekt?
Najwcześniej po trzech miesiącach. Dzięki mikrouszkodzeniom powierzchownej powięzi, do których dochodzi podczas zabiegu, w ciągu trzech-czterech miesięcy wytwarza się nowy kolagen. W efekcie skóra staje się bardziej napięta i uzyskujemy efekt liftingu. Niestety bardzo często pacjentki proszą wtedy lekarzy o powtórzenie zabiegu, co jest błędem, ponieważ ponowne wykonanie go po tak krótkim czasie psuje efekt, niszcząc powięź. Skutek będzie odwrotny do oczekiwanego – twarz po prostu opadnie. Zaleca się, aby osoby po 50-tym roku życia robiły HiFu raz w roku, młodsze – raz na dwa lata.
Skóra wygląda młodo, jeśli ma jednolity koloryt, bez przebarwień.
Zgadza się, dlatego warto pomyśleć o laserowych zabiegach wygładzających oraz wszelkiego rodzaju pilingach. Genialny, moim zdaniem, jest piling PQage, z nadtlenkiem mocznika, który nie powoduje uszkodzeń naskórka. Skutecznie jednak rozjaśnia skórę i delikatnie liftinguje. Jeżeli robi się go regularnie, raz w miesiącu–raz na dwa miesiące, daje spektakularne efekty.