Lifestyle

Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu

Agnieszka Stabro Agnieszka Stabro
Zdjęcia materiały prasowe
23 listopada 2022

Aby zrozumieć, dlaczego Igor Mitoraj pokochał Pietrasanta na tyle, że w latach 80. wybrał je nie tylko na pozostałe trzydzieści lat swojego życia, ale także wskazał w testamencie jako miejsce wiecznego spoczynku, trzeba przyjechać do Włoch i zanurzyć się w toskańskim słońcu oraz zieleni krajobrazu. 

Źródła fascynacji Włochami, wrażliwości na ich klimat, piękno oraz na niepowtarzalny urok kryły się nie tylko w zamiłowaniu artysty do historii, antyku, włoskiego stylu życia i południowego słońca. Wiązały się również z cechą Igora, na którą zwróciła uwagę Barbara Koenig, historyczka sztuki, organizatorka pierwszej wystawy artysty w Polsce i zarazem jego wielka przyjaciółka. W trakcie rozmowy, którą przeprowadziłam z nią w kawiarni Bunkier Sztuki w Krakowie w czerwcu 2020 roku, Barbara Koenig podkreślała, że Igor był zapachowcem, bardzo silnie reagował na otaczające go wonie. Wyczulony na zapachy, łatwo dawał im się uwieść. 

Toskania cudownie pachnie słońcem, ziemią, wiatrem, oliwnymi gajami i drżącym od upału powietrzem, w którym unoszą się zapierające dech w piersiach aromaty dopływające z winnych piwniczek, pomieszane z duszącymi zapachami kadzideł ze starych kościołów. Pachną zbocza porośnięte lasami sosnowymi oraz kasztanowymi, nad Morzem Tyrreńskim i nad mariną unosi się delikatna słona bryza. Igor nie mógł pozostawać obojętny na subtelną woń cyprysów, na specyficzny zapach murów starych kamienic dookoła piazza Duomo, popołudniami oddających nagromadzone w ciągu dnia ciepło, na nagrzany słońcem kamień, z którego zbudowane jest miasto. Do oszałamiającej mieszanki dodać trzeba zapach typowych dla regionu ziół: mięty, estragonu, rozmarynu i szałwii, aromaty owoców cytrusowych, lawendy i winogron, a także zapach opalanych drewnem pieców, w których rosną chleby, spody do pizzy oraz podpłomyki.

Wczesnym rankiem piazza Duomo wypełnia kojący, a zarazem intensywny zapach kawy z ekspresu, bez której Włosi nie wyobrażają sobie początku dnia. Trudno się dziwić, że Igor poczuł niemal natychmiastową więź z Pietrasanta, oszołomiony, ale jednocześnie zachwycony konglomeratem niesamowitych zapachów. Jest poza tym w Toskanii, w jej klimacie, pejzażu, atmosferze, coś jeszcze, czego nie da się opisać słowami. Zapach tak ulotny, że niemożliwe jest jego schwytanie i uwięzienie w ciasnej klatce zdań. Przemykający po starych kamiennych murach oświetlanych południowym słońcem, kryjący się w bramach oraz zaułkach, zatrzymujący się na chwilę na placu i płynący dalej, owijający całe miasteczko niewidzialną, ale wyczuwalną mgiełką. Towarzyszył mi podczas pobytu w Pietrasanta, budził wraz z szumem rzeki w Valdicastello 69, nie znikał podczas wędrówek śladami artysty. Jestem pewna, że Igor też go czuł. 

W 1985 roku, po siedemnastu latach krążenia między Francją a Pietrasanta, Mitoraj kupił dom w światowej stolicy marmuru, schowany za wysokim, pomarańczowym murem – drugim po zieleni kolorem Toskanii – i błękitną bramą. Idąc od strony Valdicastello, można zobaczyć jego górne kondygnacje, z poziomu ulicy wprawne oko dostrzeże jedną z rzeźb artysty stojących w ogrodzie. 

Willa Igora przy via Garibaldi jest imponująca. Podzielona na dwie części; domową i atelier, ma w sobie wszystko, o czym Maestro całe życie marzył. Przestronną, jasną, świetlistą pracownię, w której można swobodnie tworzyć i przechowywać gotowe rzeźby, wielką kuchnię oraz strefę domową. 

Artysta bardzo cenił ogromną powierzchnię pracowni przy ulicy Garibaldiego. Nie lubił rozstawać się ze swoimi pracami i chciał mieć je na wyciągnięcie ręki, a taką możliwość stwarzał olbrzymi, ponaddwustuletni dom, który Mitoraj sam pomału odnawiał. Mógł w nim przechowywać nie tylko na bieżąco tworzone prace czy gotowe rzeźby, czekające na wysyłkę do zamawiających, których lista z każdym rokiem się wydłużała. Olbrzymia powierzchnia domu i pracowni pozwalała Igorowi również na sprowadzanie oraz gromadzenie własnych prac, zwłaszcza tych wczesnych, sprzedanych przed laty, a następnie odkupionych od kolekcjonerów. Artysta był do nich szczególnie przywiązany, pragnął, aby powróciły do niego niczym dawni, zawieruszeni gdzieś w wirze życia przyjaciele… 

Rezydencja przy via Garibaldi położona jest w niewielkiej odległości od centrum miasta, co z pewnością stanowiło jeden z powodów, dla których Igor kupił ten stary, zniszczony wówczas dom. Blisko stąd do odlewni, blisko do ulubionego baru rzeźbiarza, mieszczącego się w kamienicy, w której kiedyś mieszkał Michał Anioł, i nazwanego na cześć renesansowego twórcy. 

Do włoskiego miasteczka, zlokalizowanego zaledwie czterdzieści kilometrów od Pizy i sto kilometrów od malowniczego Prato oraz sto dwadzieścia od obleganej dziś przez turystów Florencji, przyjeżdżał nie tylko ów największy rzeźbiarz w historii, aby wybierać marmur w pobliskiej Carrarze. Pietrasanta było również miejscem pobytu innych znanych artystów: Marino Marini i Henry Moore mieli tu swoje pracownie, a Amedeo Modigliani i Joan Miró szukali artystycznego natchnienia, co miało dla Igora ogromne znaczenie. 

W centralnej części domu Igora Mitoraja mieści się kuchnia, jak w większości włoskich willi. Tętniące emocjami miejsce spotkań, przygotowywania posiłków i centrum świata. Przestrzeń krzyżowania się smaków oraz aromatów, fascynujące laboratorium zapachów, pełne typowych włoskich produktów. Mitoraj najbardziej spośród nich cenił mętną oliwę, z kawałkami owoców, którą sam produkował w małym gaju na terenie posiadłości. Mówił o niej „przejście sekretne”, mając na myśli zapewne jej wyjątkowy smak, niezmieniający się przez wieki i odsyłający do przeszłości, do czasu minionego, stanowiący wprowadzenie do innej rzeczywistości, umożliwiający nawiązanie duchowej więzi z setkami lat włoskiej tradycji… 

Willa w Pietrasanta jest nie tylko pełna aromatów, ale i nietypowych, tajemniczych przedmiotów. Igor kupował je w klimatycznych sklepikach, położonych na uboczu głównych arterii miast, ściągał z różnych stron świata, przywoził z podróży. Antyki, nadgryzione zębem czasu perełki, artysta tropił również na… regionalnych kiermaszach używanych przedmiotów. […]

Wzdłuż ścian jego domu stoją białe regały z niezliczonymi książkami, w nowych i starych wydaniach, które Igor czytał w wolnym czasie, zatapiając się z przyjemnością w lekturze na ulubionym patio. Potknąć się można o jego prace i o rzeźby kolegów po fachu. Na ścianach wiszą obrazy; wśród nich grafiki Kantora, z którymi nie rozstawał się nigdy, zabierając je nawet w dalekie podróże. Przeszłość widoczna jest tutaj niemal na każdym kroku: drewniane podłogi i deski sprowadzone spod Verdun specjalnym wagonem, pochodzące z 1914 roku, blat stołu z fragmentów mozaiki oraz starego szkła, kominek z XV wieku… Dom zawieszony w przestrzeni, między tym, co było, jest i będzie. 

Obie części willi są z jednej strony całkowicie przeszklone. Za szklanymi fasadami Igor pił poranną kawę w ulubionym ciemnym fotelu, przechadzał się po urządzonym w klasycznym stylu salonie, z ciemnymi, solidnymi meblami, przeglądał albumy z obrazami, sięgał do półek z książkami. 

Na zachwycającym patio w dużych, solidnych donicach posadzone są krzewy. Blat ogrodowego stołu, zrobiony z ceramicznych kafelków, nosi ślady odciśniętego kubka po kawie. Maestro lubił siadywać na patio zwłaszcza w czasie sjesty, kiedy Pietrasanta, a wraz z nim całe Włochy, zamierały na kilka godzin. 

Magiczny, oryginalny dom przy via Garibaldi, polecony Igorowi przez kolumbijskiego rzeźbiarza i malarza Fernanda Botero, jakby na niego czekał. 

Mitoraj zaczął swoją przygodę z Włochami już w 1979 roku, w związku z paryskim zamówieniem. Aby przygotować prace do wystawy w galerii Artcurial, przyjechał na rok do Pietrasanta, do słynnych na cały świat odlewni artystycznych, wykonujących rzeźby w brązie i marmurze. Już wtedy nie mógł uwolnić się od magii tego miejsca, ale czy przypuszczał, że zamieszka w Pietrasanta na stałe? 

Igor przez lata pracował w kilku wspólnych atelier, miał swoje zaprzyjaźnione odlewnie, nocował w hotelach i na prywatnych stancjach, krążył między Włochami a Francją, a dom czekał. Schowany za wysokim murem, otoczony bujnym ogrodem, praktycznie niewidoczny od strony ulicy, wiódł swój tajemniczy żywot za gęstym żywopłotem. Czy Igor zwracał na niego uwagę wcześniej? Czy już wtedy myślał o tym, że czas płynie i pora zakotwiczyć się gdzieś na zawsze? 

Mitoraj miał trzydzieści cztery lata, kiedy pierwszy raz znalazł się w spokojnym, cichym, zapomnianym przez czas włoskim miasteczku. U szczytu swoich artystycznych możliwości, w kwiecie wieku, a jednocześnie z potężnym bagażem doświadczeń, zgromadzonych jeszcze w Polsce, a potem we Francji.

Człowiek dojrzały, w pełni ukształtowany, zarazem otwarty na to, co przyniesie los. Na tyle jednak już dorosły, aby zacząć myśleć o tym, by w końcu gdzieś zapuścić korzenie. By móc wreszcie powiedzieć „wracam do domu”. Nie do pracowni, nie do Bateau-Lavoir, nie do hotelu. Do domu. Przebywając w Pietrasanta, doskonale rozumiem jego decyzję. Wiem, co czuł, zanurzając się we włoskim rytmie życia. Przez ułamek sekundy widzę otaczające mnie plac i stare kamienice, które pamiętają Michała Anioła, oczami artysty i nie mam już wątpliwości. Igor musiał tu zostać. 

Czy dlatego pewnego poranka, kilka lat od pierwszego przyjazdu do Pietrasanta, budząc się po raz kolejny w anonimowym, surowym, obcym hotelowym apartamencie w okolicy piazza Duomo, Igor stwierdził, że dłużej tak nie można? Czy patrząc na plac i na katedrę przez półokrągłe okno, poczuł, że Pietrasanta jest jego miejscem na zawsze? 

Wychylił się rano z okna, jak miał w zwyczaju, w jednej ręce trzymając filiżankę kawy, w drugiej ulubione cygaro. Lubił obserwować piazza Duomo wczesnym rankiem, kiedy jeszcze nie oblegały go grupy turystów, kiedy miasto na wpół uśpione, na wpół budzące się już do życia łapało swój rytm. Centralny punkt Pietrasanta, plac pełen kościołów, dopiero zaczynał się wypełniać kawiarnianymi stolikami, nieśpiesznie otwierano sklepy, księgarnie, galerie, kioski, sklepiki z pamiątkami i liczne biura nieruchomości. Dookoła miejscowego teatru trwała poranna krzątanina. Wokół należącej do teatru kawiarenki kręcili się aktorzy i technicy, przenoszący głośniki i dekoracje na wieczorne przedstawienie, w kawiarnianym ogródku poranną kawę pił dyrektor, głośno rozmawiając przez telefon i żywo przy tym gestykulując. Rankiem swoje podwoje otwierał także bar Michelangelo, jeden z ulubionych lokali Igora w Pietrasanta, znajdujący się w kamienicy, w której przez pewien czas mieszkał Michał Anioł. Słychać było Ciao, come stai?, „Cześć, jak się masz?”, do hotelu dochodził odgłos szurających stolików i krzeseł, charakterystyczne dźwięki wydawał ekspres do kawy i już po chwili okolice baru wypełniał subtelny aromat espresso. Wtedy Igor niespiesznie schodził do miasta. Któregoś ranka zrozumiał, że Pietrasanta jest jego domem. 

Tekst jest fragmentem książki Agnieszki Stabro „Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu”, która ukazała się nakładem Domu Wydawniczego Rebis