Lifestyle

dr Dorota Wiszejko-Wierzbicka Im bardziej pokazujesz swoją siłę, tym większa jest chęć, by ją w tobie zdusić [WYWIAD]

Aldona Sosnowska Aldona Sosnowska
Zdjęcia shutterstock
3 czerwca 2022

Nie tylko mężczyźni mogą rozwijać w sobie sprawczość. I nie tylko kobiety mogą zaspokajać potrzebę relacyjności. Skąd biorą się tego rodzaju stereotypy społeczne? Dlaczego nie powinniśmy im ulegać? O tym m.in. mówi dr Dorota Wiszejko-Wierzbicka, psycholożka i seksuolożka, wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS.

Dlaczego kobiety, które są asertywne i wiedzą, czego chcą, w społecznym odbiorze postrzega się jako nieczułe, o złym charakterze? A kobiety, które na pierwszym miejscu stawiają siebie, czerpiąc przyjemność z życia w wielu jego obszarach, również w sferze seksu, ocenia się jako egoistki i rozwiązłe?

Zwróć uwagę, że już samo słowo, którego użyłaś – „rozwiązłość” – wskazuje, że ktoś był wcześniej związany. Można zastanowić się więc, co związało kobiety? Patrząc z perspektywy, oczywistym jest, że to kwestia kultury, religii, określonych kanonów kulturowych, które zostały narzucone kobietom i które stereotypowo pozbawiły kobiety pewnych własności. Np. sprawstwa, możliwości aktywnego działania. Kobiety przecież naturalnie też są sprawcze, tylko już w dzieciństwie uczy się je, by tej sprawczości się pozbywały – są za to mitygowane lub karane. W chłopcach natomiast tę cechę się wzmacnia.

W taki sposób ten stereotyp jest transmitowany z pokolenia na pokolenie. I dopiero od niedawna zauważamy, że taki podział jest krzywdzący, związujący właśnie. Według współczesnych koncepcji psychologicznych, zarówno kobieta, jak i mężczyzna mają pewien naturalny zakres potrzeb jeśli chodzi o mechanizmy funkcjonowania psychiki. Jako dzieci oczekujemy, że będą spełnione, jako dorośli – sami staramy się je realizować.

Jakie to są potrzeby?

Podstawowe potrzeby psychiczne każdego człowieka, bez względu na płeć. Jeden obszar, w którym je realizujemy dotyczy relacji, drugi – kompetencji, trzeci – autonomii. Jeśli jesteśmy bezradni, znaleźliśmy się w trudnej sytuacji i przeżywamy smutek lub rozczarowanie, albo doświadczamy innych trudnych emocji, potrzebujemy bycia w relacji. W tym obszarze może realizować się też zależność.

Kompetencje natomiast to jest właśnie sprawstwo, niezależne działanie, czyli „wiem, że potrafię”. Można powiedzieć, że we współczesnym świecie to jest „ego”, umiejętność bycia w kontakcie, konfrontowania się z rzeczywistością zewnętrzną.

Pozostaje jeszcze obszar autonomii, który jest wypadkową obszaru relacji i kompetencji. Bo autonomia jest umiejętnością i też świadomością możliwości wyboru pomiędzy tym, czy ja w danej sytuacji chcę i potrzebuję zależności i bycia blisko, czy potrzebuję poczuć swoje sprawstwo i np. wyjechać w góry, założyć biznes itd.

Można zatem powiedzieć, że nasze życie polega na nieustannym balansowaniu pomiędzy obszarami relacyjności i kompetencji?

Tak, poczucie autonomii pozwala nam kierować naszym życiem i w sposób harmonijny zaspokajać potrzeby. Przez to jednak, że kulturowo obszar relacji został przypisany pierwiastkowi żeńskiemu, a kompetencji – męskiemu, powstała swego rodzaju schizma. I to jest bardzo krzywdzące zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. Bo jeśli mężczyzna ma potrzebę relacyjności, bliskości to uważany jest za mazgaja. Z kolei, gdy kobieta chce działać, zdobywać, realizować się – za heterę. Te krzywdzące stereotypy nie pozwalają człowiekowi w sposób harmonijny rozwijać się i czerpać z życia, mieć w pewnym sensie to życie na własność. 

Maureen Murdock pisze, że poczucie sprawstwa w przypadku kobiet, w dużej mierze zależy od relacji między ojcem a córką. Że gdyby ojcowie wychowywali córki w ten sam sposób, jak wychowują synów, to one w życiu dorosłym śmielej sięgałyby po to, co stereotypowo zarezerwowane jest dla mężczyzn. Częściej realizowałaby się np. w polityce czy biznesie.

Zgadza się. Jeśli stereotyp, o którym mówimy zostanie przełamany w relacji ojciec-córka, to nie nastąpi jego transmisja. Gdy ojciec, wbrew oczekiwaniom społecznym, będzie wyposażał córkę we sprawstwo, akceptował je w niej, to ona szybciej rozwinie w sobie cechy, które społecznie i kulturowo nie są jej przypisane. Ale też analogicznie podobny mechanizm działa w przypadku relacji matka-syn. Jeżeli uczy ona chłopca empatii, rozumienia drugiego człowieka, słuchania, to również wyposaża go w umiejętności stereotypowo przypisywane kobiecości.

Bardzo dobrze widać, jak te umiejętności przekładają się na funkcjonowanie w bliskich związkach. Np. przy podziale obowiązków domowych czy opiece nad dziećmi. Pokłosiem tych stereotypów kulturowych dotyczących roli kobiety i mężczyzny jest to, że zaledwie jeden procent ojców wykorzystuje urlop tacierzyński i czynnie bierze udział w spełnianiu domowych obowiązków. Wciąż silny jest schemat, że kobieta zostaje w domu z dzieckiem, a mężczyzna chodzi do pracy. 

Jakie niesie to konsekwencje?

Ani kobieta, ani mężczyzna nie może z tego powodu osiągnąć dobrostanu. Reguluje się to w naturalny sposób, który jednak jest destrukcyjny dla związku czy rodziny. Dochodzi np. do zdrad, ponieważ mężczyzna poszukuje tej relacyjności na zewnątrz. Kobieta natomiast jest nieszczęśliwa i sfrustrowana. Zostaje bowiem zepchnięta wyłącznie do roli opiekunki i w związku z tym trudno jej się rozwijać czy realizować w obszarze zawodowym.

Mamy XXI wiek, a kobiety w Polsce wciąż muszą walczyć o swoje prawa: do samostanowienia, do wolności wyboru. Świadectwem tego jest działalność takich organizacji jak Strajk Kobiet czy Aborcyjny Dream Team.

Odmawianie kobietom sprawstwa jest odmawianiem im prawa do autonomii. Duży udział w tym miał i ma nadal Kościół, który zawsze faworyzował mężczyzn. To mężczyźni przecież mogli uczestniczyć w rozwoju kulturowym, być przy nauce, a w związku z tym – przy władzy. Kobietom przecież odmawia się również władzy. W Polsce wciąż jest to problem, a wszelkie parytety, które się wprowadza, często nie są respektowane.

Nadal jednak jest też kłopot z tym, że kobiety nie postrzegają siebie w tej sferze jako potentne. Celowo użyłam tego słowa. Bo to właśnie zostało kobietom odebrane. Potentność jest im przypisana jedynie w kwestiach dotyczących macierzyństwa, wychowania i opieki, chociaż, jak pokazują zwłaszcza ostatnie wydarzenia, czyli ograniczanie prawa do aborcji, ma się ona realizować na warunkach patriarchatu. Przecież każdy potrzebuje bliskości i związanych z tym emocji. Emocjonalność mężczyzn generycznie jest na takim samym poziomie, jak u kobiet. Przez to jednak, że kompetencje w tej sferze nie są u nich rozwijane, nie potrafią oni emocji wyrażać. 

W naszej kulturze emocje przypisano kobietom. Dodatkowo wydają się one dewaluowane – jesteśmy uczone je ukrywać, wstydzić się ich. 

To jak pozbawianie człowieka ważnego elementu jego jestestwa. Busoli, która powinna pomagać iść przez życie w zgodzie ze sobą i swoimi potrzebami. Kobiety kulturowo mogą emocje wyrażać, ale nie mogą za nimi iść. Jeśli przykładowo kobieta czuje, że jej potrzeby nie są realizowane, są ograniczane, może to ograniczenie wyrażać przez łzy, gniew itp. Zwykle jest to jednak bagatelizowane, ponieważ kobiecie wówczas może brakować przyzwolenia czy umiejętności przekładania tego komunikatu na działanie, które przyniosłoby zaspokojenie. Tym sposobem mężczyzna kulturowo pozbawiany jest busoli odczytywania swoich potrzeb, a kobieta możliwości ich realizowania. 

Ale też, paradoksalnie, jeśli kobieta jest zbyt ekspresyjna emocjonalnie, mówi się jej, że jest histeryczką.

Zastanówmy się dlaczego? Wysokie cywilizacje charakteryzuje imperatyw racjonalności – można powiedzieć, że emocje są w nich tabuizowane. Bo czym jest emocja? W języku łacińskim emovere oznacza coś, co porusza. To jest energia. Ogromna siła. Człowiek pod wpływem emocji może dokonać wielkich rzeczy. Dlatego to, co naturalnie porusza człowieka, zostaje jakby u korzeni już ucięte. Jest uznane za złe – masz nie krzyczeć, nie złościć się, siedzieć cicho. Masz być bierna. Albo możesz pokrzyczeć, ale wtedy jesteś „histeryczką”.

Mężczyźni od najmłodszych lat uczeni są tę energię wykorzystywać. Kiedyś szli na polowanie, więc służyła im ona do realizacji konkretnego zadania. Celem było zaspokojenie potrzeb – zdobycia pożywienia, zapewnienia poczucia bezpieczeństwa czy kontroli. I to jest przykład na racjonalne wykorzystanie tej siły, która ma poruszać. Siła ta jest rodzajem agresji, która jak u zwierząt, nie służy destrukcji a zdobywaniu. Pierwotnie była po to, żeby sięgać po różne zasoby, które mogą zaspokoić nasze potrzeby. Sama w sobie jednak agresja nie jest ani dobra, ani zła.

Można ją traktować zatem jako narzędzie?

Raczej jako paliwo. Odcinanie tego paliwa kobietom jest odbieraniem im prawa do działania. Dlaczego było tak wielkie oburzenie na złość kobiet, gdy masowo wyszły na ulice i używały wulgaryzmów w swoich hasłach? Bo pokazały siłę. Bo tym razem ich zasoby i praca emocjonalna nie zostały spożytkowane na innych. Koncepcja wyczerpywania się zasobów energetycznych Roya Baummeistera, amerykańskiego psychologa społecznego, mówi, że w funkcjonowaniu okołodobowym każdy z nas ma do dyspozycji ograniczoną pulę energii. Jeżeli przez cały dzień będziemy zajmować się innymi, energię, którą mogłybyśmy przeznaczyć np. na zdobycie jakichś zasobów dla siebie, stracimy. I do tego jesteśmy, niestety, kulturowo kształtowane – żeby własną energię rozdawać, rozpraszać ją.  

Te masowe protesty i wystąpienia kobiet przeciwko pozbawienia prawa do aborcji próbowano w brutalny sposób stłumić. Czy dlatego, że ich siła i natężenie wzbudzały strach?

Myślę, że tak. Protesty mogły budzić przerażenie na takim nieuświadomionym poziomie, bo nie sądzę, że ktokolwiek świadomie powiedziałby o tym wprost. Zresztą patriarchalnie ustawione siły systemu są do tego przystosowane, żeby tłumić nowe siły, które by temu porządkowi zagroziły. To była próba ujarzmienia kobiecej energii. Im głośniej krzyczysz, im bardziej pokazujesz swoją siłę, im bardziej łamiesz jakiś stereotyp, tym większa jest chęć, żeby to w tobie zdusić, narzucić ponownie więzy. Bo tu nie chodzi nawet o sam akt aborcji, który trudno jednoznacznie oceniać jako dobry czy zły – bo w jego przypadku ważny jest kontekst. Tutaj chodzi o chęć utrzymania status quo starego, patriarchalnego porządku.

Chodzi o możliwość wyboru i decydowania o sobie. Bo tego się kobietom w tym przypadku odmawia.

Tak. To jest kuriozum. Jeżeli umieścić to w szerszym kontekście demokracji i tego, co osiągnęliśmy cywilizacyjnie, można powiedzieć, że to ponowny młot na czarownice. W Strajku Kobiet zderzyły się dwie siły: siła potrzeby autonomii, dążenia do wolności oraz siła potrzeby władzy. Im większa siła dążeń do wolności, tym grubsze sznury. Dlatego, póki co, zapadły wyroki jeszcze mocniej zacieśniające pętlę aborcyjną, tak naprawdę ograniczającą wolność kobiet do samostanowienia. Ale to pokazuje, jak duża jest obecnie i jak wciąż rośnie siła kobiet, i że to rozwiązanie jest czasowe. Bo tej energii nie da się już zatrzymać. 

Ja mam takie poczucie, że nie mówi się o zakazie aborcji jako o odbieraniu kobietom autonomii. Próbuje się nam narzucić wyłącznie retorykę winy i kary.

Z punktu widzenia podmiotowości człowieka, jego wartości jest to przede wszystkim ograniczenie autonomii. I świadomość, że żyjemy w kraju, gdzie niektórym pewne prawa zostały odebrane, promieniuje na wszystkich. Nie tylko na kobiety, które mogą znaleźć się w trudnej sytuacji wymagającej takiego rozwiązania. Także na wychowanie dzieci, na stosunek mężczyzn do kobiet.

Wynika to, jak rozumiem, nie tylko ze wzorców kulturowych, ale też stereotypowego postrzegania kobiet jako słabszych. A my słabe nie jesteśmy. W każdym razie nie wszystkie, podobnie jak nie wszyscy mężczyźni są silni.

Jest taki mechanizm w psychologii – identyfikacja projekcyjna. Polega on na tym, że pewne niechciane u człowieka czy u jakiejś grupy osób cechy są rzutowane na innych. Dodatkowo podkreśla się jeszcze, że się te cechy u nich zauważa, że to oni są właścicielami tych cech, nie my. W konsekwencji dana osoba czy grupa przejmuje je i w takich właśnie kategoriach zaczyna o sobie myśleć oraz zgodnie z narzuconymi oczekiwaniami zachowywać się. Można więc powiedzieć, że na poziomie kulturowym zadziałał właśnie taki mechanizm. Że pewne własności, które uniemożliwiały sprawne działanie zostały wyeksportowane na kobiety – przypisane pierwiastkowi żeńskiemu. M.in. takie emocje jak bezradność, żal, smutek. Ta ostatnia zwłaszcza emocja hamuje nas w działaniu, może więc przeszkadzać w realizacji władzy.

Jeśli dziewczynka ciągle słyszy, że jest słabsza, że czegoś nie potrafi, że nie może np. grać w piłkę itd., zaczyna zachowywać się zgodnie z tym skryptem. W ten sposób jest on transmitowany z pokolenia na pokolenie oraz utrwalany. I, jak powiedziałam na początku, z tego powodu utrzymuje się schizma.

Obecnie kobiety same „odczyniają” to zaklęcie, tę klątwę rzucaną na nie przez wieki: że są/mają być uległe, dbać wyłącznie o innych, wyrażać emocje i nie działać. To jest okres osiągania dojrzałości, przywracania sobie tego, co kulturowo zostało nam odebrane. Równolegle uważam, że mężczyźni wykonują podobną pracę w kierunku rozwoju własnej autonomii i przywracaniu sobie prawa do posiadania kontaktu z własnymi emocjami, a przez to lepsze rozumienie własnych potrzeb, w tym bliskości. Mamy teraz wiele możliwości, by sięgać po różne zasoby – samorealizacji czy ekspresji w takich formach, jakie odpowiadają nam indywidualnie. Dlatego zaczynamy potykać się o ograniczające nas stereotypy. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni.

dr Dorota Wiszejko-Wierzbicka – psycholożka i seksuolożka. Absolwentka Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz studiów doktoranckich PAN. Ukończyła studia podyplomowe z zakresu mediacji rodzinnych (Uniwersytet SWPS) oraz seksuologii klinicznej (Warszawski Uniwersytet Medyczny), obecnie w szkoleniu psychoterapeutycznym w Instytucie Analizy Grupowej „Rasztów” – członka europejskiej organizacji European Group Analytic Training Institutions Network (E.G.A.T.I.N.). Zastępczyni kierownika i wykładowczyni studiów podyplomowych „Mediacje rodzinne i podstawy pomocy psychologicznej dla rodziny” na Uniwersytecie SWPS. Pracowała naukowo-badawczo oraz terapeutycznie w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, w Fundacji SYNAPSIS z osobami dorosłymi z zespołem Aspergera, w SWPS Uniwersytecie Humanistyczno-Społecznym w Warszawie, z którym nadal współpracuje, prowadząc zajęcia dydaktyczne ze studentami.